Kendall Grove po siedmiu latach zrewanżował się Joe Riggsowi, a Andrei Arlovski – były mistrz UFC – udowodnił, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa na ringu. Obie walki odbyły się podczas gali ProElite, która miała miejsce 27 sierpnia na drugim końcu globu – w Honolulu.
Pomimo tego, że gala nosiła tytuł ProElite Arlovski vs Lopez to ostatnią walką wieczoru był wielki rewanż sprzed siedmiu lat. Na ringu 5 lipca 2004 podczas Rumble On The Rock 5 stanęło naprzeciw siebie dwóch zawodników. Żółtodziób – Kendall Grove (w tamtym czasie ledwie dwie walki stoczone na zawodowym ringu) i stary wyjadacz – Joe Riggs (19 walk). Niedoświadczony zawodnik już po 3 minutach i 9 sekundach walki schodził z ringu pokonany po ciosach łokciami przeciwnika. 27 sierpnia 2011 roku nadszedł czas na wielki rewanż.
Kendall Grove wykorzystał swoją szansę i nie pozostawił cienia wątpliwości, który z nich dwóch jest lepszy. Bezbłędnie wykorzystał swoją największą przewagę nad przeciwnikiem – zasięg ramion. Trzymał Riggsa na dystans i odstraszał go przed podejściem bliżej lewą ręką. Tuż przed upływem pierwszej minuty walki Grove wyprowadził błyskawiczny prawy prosty, który zamroczył Riggsa. Ten oszołomiony próbował jeszcze obalenia, ale zamiast tego tylko przyparł Grove’a do klatki. Ten wykorzystał błąd przeciwnika i założył mu gilotynę. Uścisk był na tyle mocny i pewny, że sędzia nie miał innego wyjścia tylko przerwać walkę. Wszystko trwało zaledwie 59 sekund.
Takie rozstrzygnięcie na pewno nie podobało się publiczności – wszak Joe Riggs to miejscowy chłopak z Hawajów. Ma on jednak o wiele większy problem – była to jego już jego trzecia porażka z rzędu. Kendall Grove, dzięki temu zwycięstwu, przerwał passę dwóch porażek z kolei.
Drugą walką wieczoru był pojedynek byłego mistrza UFC – Andreia Arlovskiego – z Ray’em Lopezem – bliżej nieznanym zawodnikiem z Michigan w Stanach Zjednoczonych. Jego rekord na zawodowych ringach (5-2) mógł jednak sugerować, że nie mamy do czynienia z przypadkową osobą.
Niestety dla Lopeza ring szybko zweryfikował umiejętności obu zawodników. Arlovski praktycznie zdominował pierwsze starcie. Lopez tylko raz, pod koniec pierwszej rundy próbował groźniej skontrować, ale bezskutecznie. Druga runda wyglądała podobnie – Arlovski atakował, a Lopez próbował dotrwać do końca. Były mistrz UFC nie potrafił przełożyć swojej przewagi na jedną decydującą akcję i po dwóch rundach pojedynek wciąż był nierozstrzygnięty. Trzecia runda miała identyczny przebieg. Po 2 minutach 43 sekundach sędzie uznał, że walkę należy przerwać i uznać zwycięstwo Arlovskiego przez techniczny nokaut. Część komentatorów mówiła, że sędzie po prostu zlitował się nad Lopezem. Po walce bez historii Andriej Arlovski pokonał przez techniczny nokaut Raya Lopeza i tym samym przerwał złą passę czterech kolejnych porażek.
Spośród innych walk ciekawie zapowiadał się również debiut na zawodowym ringu Reagana Penna – brata byłego mistrza świata wagi lekkiej i półśredniej – B.J. Penna. Po 70-sekundowej walce pokonał przez duszenie Paula Gardinera.
W jedynej walce kobiet była srebrna medalistka olimpijska z Aten w zapasach Sara McMann pokonała zawodniczkę z Hawajów – Raquel Pa’aluhi. McMann cały czas kontrolowała walkę i jak na byłą zapaśniczkę przystało prowadziła ją głównie w parterze. Pa’alunhi próbowała się oswobadzać – bez powodzenia. W 2 minucie i 53 sekundzie trzeciego starcia McMann założyła skuteczną dźwignię na rękę przeciwniczki, a ta musiała poddać walkę.
Szymon Grzybowski