Początek mojego artykułu zacznę może nietypowo, bo wyznaniem iż…: aspektów, które niszczą szeroko pojętą scenę sportów walki widzę całe mnóstwo. Począwszy do wizerunku, który nie rzadko utożsamiany jest z patologią („wybryki” np. Artura Szpilki nie pomagają w naprawie takiej opinii…) skończywszy na pozerstwie, a poprzez środek przechodzi np. bufonada wielu zawodników. Sam, nie rzadko spotykam się sytuacją, iż nawet po kilku występach na zawodach amatorskich, zawodnicy tak bardzo zachłysnęli się już samymi tylko występami, że biedni zwariowali i muszą dumnie cały rok świecić niczym choinka na święta markami odzieży wywodzących się ze sportów walki. Inni pajace zaś (na miano fightera trzeba sobie zasłużyć!) swoimi umiejętnościami afiszują się, ale tylko do słabszych bądź nietrzeźwych w nocnych klubach, jednakże gdy przyjdzie okazja zmierzyć je z równymi sobie, to wtedy – nagle poziom odwagi spada do zera. Analogicznie są i tacy którzy wygrali parę walk z „kelnerami” i to im wystarcza aby samozwańczo nazywali się niewiadomo jakimi wojownikami… Niestety tacy i tym podobni, często podszywają się pod fighterów w swoich miastach oraz na mediach społecznościowych, ale pytanie do nich brzmi następująco: czy Wy sami wierzycie w to co mówicie? Cóż, do bycia sportowcem, fighterem należy dorosnąć, więc ja dla wszystkich takich marzycieli, dedykuję popularną piosenkę dla dzieci – „Fantazję” – bo przecież to ona jest od tego, aby bawić się na całego… 😉
Zatem, jak możemy przeciwdziałać temu wizerunkowi? Każdy niech zacznie od siebie, ale sądzę, że również także poprzez pokazywanie przykładów, przeczącym temu zjawisku, które u góry wymieniłem. I tak oto, moim przykładem jest klub „TYTAN” z Zamościa, czyli podopieczni Radosława Kostrubca.
Zamość to miasto położone w województwie lubelskim, średniej wielkości. Klub „TYTAN” zlokalizowany na ulicy Jana Zamoyskiego robi jednak wrażenie, jakoby Zamość było o dwa razy większym miastem niż w rzeczywistości, albowiem liczba zawodowych zawodników MMA i K1 z tego klubu jest naprawdę imponująca, ba mało tego – odnosząca duże sukcesy na arenie ogólnopolskiej.
Zacznę od utalentowanego Mariana Strusa, który debiutując zawodowo w MMA na gali TFL w Lublinie przegrał co prawda, choć po dobrym pojedynku z Witailem Dzusem po 3 rundach, żeby następnej walce w formule MMA wygrać z Maciejem Kościuczykiem, a w kolejnej starciu w niecałe 30 sekund rozprawić się z Dawidem Harasem! Największy sukces, a zarazem niespodziankę popularny „Maniek” sprawił na gali Warriors life Championship 2, gdzie w walce wieczoru pokonał amatorskiego mistrza świata Adriana Bobra, zdobywając bonus za najlepszy pojedynek wieczoru! Po walce Marianowi świetnej postawy oraz charakteru gratulował sam Gerard Gordeau – legenda światowego MMA, UFC oraz karate Kyokushin.
Hubert Ziółek natomiast, zadebiutował zawodowo w formule Karate Kyokushin IBK, gdzie na „dzień dobry” zmierzył się z mistrzem świata, podopiecznym słynnego Gerarda Gordeau – Camem Cenolem! To się dopiero nazywa wysoko postawiona poprzeczka w debiucie, nie prawdaż? Starcie co prawda Hubert przegrał, ale po dobrej walce w drugiej rundzie zaciętego pojedynku z mistrzem globu w karate Kyokushin IBK.
Następny Tytan – Borys Siłakowski, w swoim zawodowym debiucie odrazu pokonał mistrza Europy karate, vice mistrza Polski karate Kyokushin – Przemysława Lenartowicza, w przeciągu jednej całej rundy. Natomiast w drugim zawodowym pojedynku odprawił… UWAGA – w 14 sekund Dawida Harasa, dla którego to był już koniec kariery…
Wyjątkowo twardym charakterem wykazał się również Benjamin Sobowicz, który w zawodowym debiucie w MMA zmierzył się ze wspomnianym już Adrianem Bobrem, sprawiając mu spore problemy. Jeszcze większym wyzwaniem dla Benjamina, było starcie z zawodnikiem Shark Top Team Łódź – Piotrem Walawskim, znanym z występu dla federacji FEN w Polsacie. Sobowicz choć walki te przegrał, jednak pokazał z dobrej strony, przedewszystkim imponując charakterem i odwagą już na samym początku swojej zawodowej przygody z MMA, podejmując się tak trudnych wyzwań.
Ale to jeszcze nie koniec, bo oprócz wymienionych fighterów z zawodowymi wyzwaniami w MMA zmaga się także inny Tytan – Paweł Kiecana, któremu w zawodowym debiucie przyszło się zmierzyć z doświadczonym Kacprem Miąsko z Grudziądza.
Paweł Fila natomiast, walcząc z amatorskim mistrzem świata w Muay Thai – Kamilem Szczepaniakiem doznał złamania ręki już w pierwszej rundzie, ale nie spowodowało to, iż fighter zrezygnował z boju o zwycięstwo! Siła charakteru, zacięty upór, wytrzymałość jak na Tytana przystało to jest co pokazał Paweł Fila, choć sam pojedynek Fila przegrał tuż przed końcem 2 rundy. Nie możemy zapomnieć również o Piotrze Sikorskim, który zadebiutował na gali WLC2, w starciu z utalentowanym Michałem Szczepańskim z Katowic.
Wymieniłem zawodników tylko jednego klubu z Zamościa, gymu w którym nie trenuje czy nie mieszka Mamed Khalidov, żeby przyciągnął do klubu młodych adeptów, przecież w Zamościu nie odbywają się gale KSW czy choćby FEN, aby to „bacykl” czy „zajawka” do sportów walki była za pomocą takich narzędzi napędzana. Jaka jest więc tajemnica sukcesu klubu z Zamościa? W tym momencie, pozwolę sobie na cytat z prywatnej rozmowy z jednym z Tytanów.
„To właśnie dzięki MMA, odpuliłem od starych klimatów i to MMA stało się moim nowym napędem”.
Piękne zdanie, które ukazuje prawdziwą wartość MMA jako sportu, sportu który oprócz aspektu ściśle technicznego, powinien mieć również mieć moc wychowawczą, nacisk na aspekt psychoduchowy oraz mentalny. Tak naprawdę, tylko wtedy wszechstylowa walka wręcz zacznie się prawdziwie rozwijać w swej idei, a nie będzie elementem sztucznie napędzanej mody która kiedyś przeminie wyparta przez coś nowego. Sądzę, że to jest właśnie esencja sukcesu podopiecznych Radosława Kostrubca – siła charakteru, głowy i jestem przekonany, że takie podejście połączone z solidnymi treningami, jest dalszą przepustką do kolejnych sukcesów na scenie MMA i K1.
Grzegorz Prokop