STSport

Witam wszystkich czytelników. Mimo, że nasz portal nie zajmuję się piłką nożną, a sportami walki i siłowymi, to pozwolę sobie skomentować wczorajszą sromotną klęskę naszych piłkarzy, przy okazji dołączając w temat sporty walki, socjologię sportu, a nawet psychologię, po nasze polskie cechy narodowe… Więc po kolei.

Dania — Polska 4:0, czyli katastrofa, blamanż, kompromitacja, dno dna i 100 metrów pod mułem – takie słyszałem komentarze w mediach. Nie będę się rozwodził szczegółowo nad taktyką, postawą poszczególnych piłkarzy, bo to nie miejsce od tego, natomiast to, w jaki sposób i jakimi rozmiarami przegrali wczoraj polscy piłkarze dla większości kibiców jest szokiem. Dokładnie takim samym szokiem jak styl porażki Artura Szpilki z Adamem Kownackim, błyskawiczna wygrana Marcina Różalskiego z Fernardo Rodriguesem, czy poddanie „Różala”, waszego wielkiego, kochanego, najsilniejszego Mariusza Pudzianowskiego. Mało wam, chcecie więcej? Proszę bardzo — w takim razie odchodząc trochę dalej to takim samym szokiem porażka polskich piłkarzy na mundialu w Korei i Japonii (Engel mówił o złocie!), takim zaskoczeniem jak porażki Andrzeja Gołoty z Przemysławem Saletą, Tomkiem Adamkiem, czy szybkie znokautowanie Marcina Najmana przez Andrzeja Wawrzyka, mimo że „El Testosteron” tak hucznie odgrażał się Andrzejowi na konferencji, iż jak ten będzie leżał, to żeby już nie wstawał…

Myślę że starczy, przykładów podałem całe mnóstwo. Automatycznie pojawia się pytanie — co wszystkie je łączy? Zaskoczę Was, jak powiem, że po prostu zryta czacha! Tzn.:. Brak odpowiedniego podejścia, pokory, gwiazdorzenie, zbytnia pewność siebie, pycha i dlatego właśnie w owych przypadkach skończyło się, jak skończyło… To są właśnie nasze przywary narodowe, przez które cyklicznie jesteśmy karceni i sprowadzani na ziemie odkąd tylko pamiętam. Każdy z tych pojedynków które wymieniłem pokazuje, jak ważne zresztą nie tylko w sporcie ale i w życiu jest odpowiednie podejście, nastawienie psychiczne, mentalne. Wczoraj polscy piłkarze, po kolejnej wygranej z rzędu myśleli już, że błyszczą samym wyjściem na murawę, oni z góry założyli wygraną przez wzgląd na historię ich rywalizacji, na tyle iż motywacji, ambicji na realną walkę w meczu poprostu zabrakło, stąd i porażka wysoka — taka jest moja diagnoza. Powiedzmy sobie jasno — brakło pokory, albowiem poczuli się zbyt mocni. Ależ czy Arturowi Szpilce również nie siadła czacha przed starciem z Kownackim? Andrzejowi Gołocie nie zabrakło racjonalności, stonowania, że tak bardzo napierał pod koniec swojej kariery na walkę z Tomaszem Adamkiem, który był w szczycie formy, a przede wszystkim z Przemkiem Saletą, który zawsze był od niego bokserem o niebo słabszym, w związku z tym o równe niebo mniej rozbitym, że w końcu pokonał Andrzeja? A Najmanowi, który pajacował do Wawrzyka to nie brakowało pokory, kadrze Engela? Wchodząc do walki czy na mecz z góry już wygranym, tam gdzie brakuje nam pokory, rozwagi, czy bez szacunku dla przeciwnika, tak naprawdę już jesteśmy przegrani przed starciem i my Polacy powinniśmy o tym wiedzieć najlepiej. Wymienione przeze mnie tylko niektóre przykłady są tego najlepszym dowodem, a każdy sukces rodzi się zawsze w głowie, poprzez odpowiednie podejście, przygotowanie mentalne. Owszem, przed walką czy meczem pewność, wiara w siebie to podstawa, wielu sportowców stosuje „potęgę podświadomości” Murphego, ale to wcale nie znaczy, żeby przed starciem popadać w samozachwyt czy pysznie się masturbować swoimi sukcesami, albowiem wtedy prawdopodobnie zabraknie nam ambicji, motywacji, siły, by walczyć i koniec końców ktoś brutalnie podaruje nam soczyste K.O. W tym momencie, po raz kolejny wychodzi prawdziwość, swoisty geniusz porzekadła „Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą”.

Wiec jak to jest Polacy? Ciężko walczymy, czy przez wzgląd na historię i nasze sukcesy wierzymy w swoją wielkość, na tyle, że zwycięstwo jakoś tak samo przyjdzie? Jak myślicie drodzy Czytelnicy — trzeba walczyć zawsze, czy też jesteśmy na tyle mocni, że czasami możemy sobie odpuścić?…

Co warto podkreślić, to jest to, że tyczy się to nas wszystkich, dotyczy naszego całego Polskiego narodu, nie tylko zaś sportowców, albowiem ten balon do granic absurdu nadmuchujemy my wszyscy i co grosza — potem w niego wierzymy. Celowo nie wymieniałem wcześniej Różala, żeby na jego przykładzie wytłumaczyć to chore, polskie zjawisko. Marcin Różalski jest na tyle barwną postacią w światku MMA, że jeszcze do niedawna miał mnóstwo hejterów. Zarzucano mu wiele rzeczy, zarówno tych prawdziwych jak i fałszywych. Mianowicie Różalski to cham, „szatanista”( tak nie satanista, tak bardzo wiecie co mówicie…:p ) chory psychicznie bandyta, który się lubi bić, trzecioligowy MMowiec, tępy cham z wytatuowanym ryjem. Wystarczyło tylko, że „Różal” wygrał z tak bardzo uwielbianym przez kibiców Mariuszem Pudzianowskim i stał się nagle… kochanym aniołem i to nie tym zbuntowanym!:) Teraz to Różalski już jest obrońcą zwierząt, kochanym, troskliwym, szczerym i wrażliwym człowiekiem, pod którego każdy chce się podpiąć, wziąć autograf, koszulkę, pojechać do „Różalowa” i przybić pionę. Paradoksem w tym jest to, że Marcin Różalski się w ogóle nie zmienił, pozostał cały czas taki sam! Dalej np. jest za aborcją jak mówił, to może teraz ci, którzy byli przeciwni aborcji, będą nagle za? Różalski wcześniej był dla społeczeństwa ch…., ale nagle i to nie zmieniając się, ale mimo wszystko stał się jakimś cudem – pięknym aniołem z tatuażami, już nie jest chamem z wytatuowanym ryjem. Słuchajcie, a może to Marcin Różalski, jest fałszywym prorokiem, albo wręcz antychrystem chcącym zwieść ludzkość, dlatego tak wszyscy go nagle pokochali, mimo że go nie znają, a widzieli jedynie jak Mariusz go odklepał? Dodatkowo tajemniczości dodaje fakt, że sam Pudzian mówił, że on nie klepał tylko „3 razy lekko i bomba w górę”. Niesamowite prawda? ;p Okej, skończmy już ten kabaret, bo co jest najbardziej przykre, to wielu Polaków bierze go na poważnie.

Reasumując, to my Polacy sami sobie wmawiamy różne rzeczy, nadmuchujemy ten balon absurdu, spiralę sympatii i niechęci, żeby potem w to wszystko wierzyć i następnie dziwić się, że nie wyszło, bo nasze czachy nie funkcjonowały jak należy. To my sami tak rozdmuchaliśmy wyniki naszej kadry, jaki to Robert Lewandowski nie jest wspaniały, super i geniuszem, takie piękne wyniki kochana kadra zbierała „och, ah, eh”, że przez to naszym piłkarzom zabrakło motywacji, zresztą to jest problem, o którym mówił kiedyś sam Adam Nawałka. Ukazuje to nie tylko to jakim jesteśmy emocjonalnym narodem, ale także niedojrzałym, tak bardzo łatwym do manipulacji. Przecież zjawisko, które opisuję pojawiało się z każdą imprezą sportową (np. piłkarze najpierw po awansie na mundial „mistrzowie” – po mundialu zaś „dziady” wyłączając racjonalność) każdym lubianym — nie lubianym sportowcem, celebrytą, pisarzem, znanym taksówkarzem. Zatem drodzy rodacy, może najpierw czas dojrzeć i poukładać w głowie pewne sprawy, a dopiero jak to nastanie zabierać się na podbój — piłkarskiego, bokserskiego, czy jakiegokolwiek świata sportowego mój kochany narodzie?

Grzegorz Prokop.

Categories: Polecamy 0 like

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.