31-letni Krzysztof K. – jaki wynika z jego oficjalnej biografii – gdy miał 8 lat, zaczął uprawiać judo, w wieku 16 lat rozpoczął treningi dżiu-dżitsu.
Jako reprezentant Polski w dżiu-dżitsu semi-contact zdobywał tytuły i medale zarówno w Polsce, jak i za granicą. Mając 17 lat, postanowił zostać zawodnikiem MMA (mieszane sztuki walki). W tej dyscyplinie – także w rywalizacji międzynarodowej – jego bilans to 24 zwycięstwa, 12 porażek i 2 remisy. Krzysztof K. jest też założycielem i instruktorem szkoły sztuk walki w Częstochowie.
Wymyśl sobie jakąś karę
Sprawa, która zaprowadziła go na ławę oskarżonych i skończyła się prawomocnym wyrokiem, sięga 2009 roku. Wówczas to Krzysztof K. wpadł na pomysł, aby wytatuować sobie logo swojego klubu. Poprosił o to swoją znajomą, która amatorsko zajmuje się sztuką tatuażu. Wizerunek na ciele nie zadowolił mistrza i poprawki musiał wprowadzić zawodowy tatuażysta. Ale nie to zirytowało mistrza MMA. Doszły do niego słuchy, że znajoma pochwaliła się koleżance, iż on, który „wchodząc na ring, nieraz zastanawiał się, jak jednym ciosem uśmiercić człowieka”, wcale nie jest taki odporny na ból. Dowodzić tego miały reakcje Krzysztofa K. podczas zabiegu wkłuwania igły w ciało. Krzysztof K. ze znajomą, która na stałe mieszka na Wyspach Brytyjskich, skontaktował się za pośrednictwem portalu społecznościowego. Wysłał do niej list, w którym napisał, że „z niecierpliwością czeka na jej przyjazd do Polski, bo chce osobiście usłyszeć, jakim jest tchórzem, nieodpornym na ból facetem”. Nakazał, aby kobieta wymyśliła sobie jakąś karę i spytała wspólnego znajomego tatuażystę, co go spotkało, gdy tatuaż się nie udał.
„Co ja wymyślę, to osobiście odbije się na twojej psychice” – napisał Krzysztof K., przypominając, że nie będzie miał trudności, by wejść do jej domu i „pomóc wyjść na spacer”. Kobieta próbowała łagodzić konflikt. Tłumaczyła mistrzowi, że przy tatuowaniu każdy odczuwa ból. Jednak K. nie zapomniał o sprawie. Gdy jesienią 2009 roku znajoma przyjechała z mężem do Częstochowy, pojawił się w jej domu, domagając się przeprosin. Kobieta była gotowa oddać mu nawet 100 zł, które dostała za wytatuowanie klubowego logo. Padła odpowiedź: „Zapłacisz więcej za twój niewyparzony ryj”. Skończyło się na słowach, ale przestraszona kobieta po wizycie Krzysztofa K. zawiadomiła policję. Kilka dni później, gdy z mężem odwiedziła znajomego tatuażystę, w jego salonie znów pojawił się Krzysztof K. Ponownie doszło do kłótni, ale tym razem mistrz MMA na tym nie poprzestał. W pewnym momencie uderzył męża znajomej w twarz i kopnął w kolano tak, że mężczyzna padł na ziemię. Gdy K. leżał na swej ofierze i okładał go pięściami, kobieta uciekła z salonu i zadzwoniła po policję. Pobity trafił do szpitala, skręcone po ciosie kolano wymagało dłuższej rehabilitacji. Sprawą zajęła się prokuratura.
Troska o medialny wizerunek
Krzysztof K. nie przyznał się do winy. Twierdził, że list do znajomej napisał w trosce o swój medialny wizerunek, nie mógł sobie pozwolić na oskarżenie o bycie wrażliwym na ból. Co do pobicia jej męża – utrzymywał, że musiał się bronić, gdy ten zaczął go szarpać po słowach o wątpliwej reputacji swej małżonki. Sąd rejonowy w to nie uwierzył i skazał Krzysztofa K. na osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Po apelacji oskarżonego sąd okręgowy podtrzymał 22 czerwca prawomocnie wyrok skazujący.