STSport

Może to brzmieć niewiarygodnie, ale Stephen Thompson – 28-letni Amerykanin – ma na swoim koncie 62 wygrane z rzędu! Jako zawodowy kick-boxer ma rekord 37-0, w amatorskim MMA – 20-0 i w zawodowym MMA – 5-0. Już jutro zadebiutuje w największej organizacji MMA na świecie – podczas UFC 143 zmierzy się z  Danielem Sittgenem.

Gdyby zapytać Stephena Thompsona o ostatnią porażkę musiałby sięgnąć bardzo głęboko do swojej pamięci. Było to w połowie lat 90. na dziecięcym turnieju karate. Miał wówczas 12 lat… Od tamtej pory za każdym razem, gdy staje do walki wygrywa. Passa trwa już od 62 starć. Pierwsze, co przychodzi nam na myśl widząc takie liczby, to pewność, że walczył ze słabeuszami, kelnerami i innymi przypadkowymi rywalami. Oczywiście można to przyjąć i więcej sobie Thompsonem nie zawracać głowy, ale trzeba wziąć pod uwagę, że pomimo małego doświadczenia w zawodowym MMA zrobił już duże wrażenie na przynajmniej kilku ważnych osobach. Firas Zahabi, trener samego Georges’a St. Pierra mówi o nim tak: – To z pewnością najlepszy karateka, najlepszy striker jakiego widziałem, jest do tego bardzo wszechstronny.

Wonderboy, bo taki pseudonim nosi Thompson, to człowiek wielu talentów. W szkole podstawowej śpiewał i tańczył, ale jego prawdziwą pasją były sporty walki, które uprawiał od najmłodszych lat w klubie karate swojego ojca. Jak sam jednak wspomina, początki były różne. – Brałem udział w wielu walkach, setkach i przegrałem chyba wszystkie. Wygrałem może z raz. Pamiętam jakby to było wczoraj – opowiada.  – Jako młody chłopak nauczyłem się nigdy się nie poddawać i ciężko trenować. Wiem jak smakuje porażka i nigdy, więcej nie chce tego czuć. To pcha mnie do przodu – dodaje.

Dziś ma 28 lat i ciągle się rozwija. Jego stylem wyjściowym było karate – stąd świetna stójka i striking. Na tym jednak nie poprzestał i zdobył czarny pas w brazylijskim jiu-jitsu pod okiem swojego szwagra, który posiada czarny pas z ośmioma belkami. – Zapasy, po stójce, to jego druga najgroźniejsza broń – mówi Carlos Machado, owy szwagier.

Wydawać by się mogło, że po takim szeregu zwycięstw każde kolejne wejście do ringu czy oktagonu, to niemal rutyna. Thompson twierdzi jednak inaczej. – Walczyłem w wielu miejscach, ale to jest najlepsza  i największa scena na jakiej przyjdzie mi się zmierzyć. Jestem zaszczycony, że dany jest mi przywilej walki w UFC – ekscytuje się.

Co jeśli przegra? – Ludzie ciągle mnie o to pytają. Jeśli faktycznie tak się stanie to będę miał tylko większą motywację do dalszej, ciężkiej pracy – odpowiada. – Wiem, że w ringu czy oktagonie każdy mój przeciwnik chce mnie rozszarpać. Ale mam przewagę – wiem, że wszyscy chcą sprowadzać mnie do parteru – dodaje.

Już w sobotę podczas UFC 143 zmierzy się z innym debiutantem UFC – Danielem Sittgenem. Dla wszystkich chcących zobaczyć tę walkę mamy dobrą wiadomość. Będzie można obejrzeć ją za darmo za pośrednictwem Facebooka. Wydaje się jednak, że jeżeli Stephen Thompson utrzyma swoją formę, to już wkrótce nie będziemy mogli oglądać go za darmo, a jedynie w main eventach płacąc ciężkie pieniądze za pay-per-view.

Źródło: mmafighting.com

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.