STSport

Były mistrz świata w kickboxingu i mistrz Europy w boksie Przemysław Saleta w rozmowie z portalem  natemat.pl opowiada o przeszczepie nerki dla swojej córki, o późniejszych powrocie do normalności i o walce z Andrzeje Gołotą.

– W pana biografii jest taki cytat, spodobał mi się: „Sport jest najpiękniejszą rzeczą na świecie, oczywiście po kobietach”. To też o panu?
Przemysław Saleta: Na wszystko jest czas i miejsce. Ale do mnie pasowałoby raczej inne zdanie. Na przykład takie: „Od tego, czy właśnie wygrałem czy przegrałem walki, ważniejsze są inne rzeczy. Na przykład to, kim jestem i czy jestem szczęśliwy”.

– Jedną walkę toczył pan nie na ringu, a w szpitalu. Po przeszczepie nerki. O życie.
Najtrudniejszy moment wtedy przespałem. Potem obudziłem się w euforycznym nastroju, bo byłem pod wpływem leków i miałem „jazdy”. Pamiętam, że 5 grudnia, jak położyłem się do szpitala, ważyłem 110 kilogramów. Wyszedłem 21. lub 22., ważąc 93 kilo. Buty były dla mnie ciężkie. W Nowy Rok po raz pierwszy po tym wszystkim byłem na siłowni. Dźwigałem ciężarki po 3-4 kg i nie było z nimi tak łatwo.

– Chce pan być stawiany za przykład w kwestii przeszczepów?
Patrzę na to inaczej. Prowadzę bardzo aktywny tryb życia, wkrótce, mam nadzieję, będzie walka z Andrzejem Gołotą, i pokazuję tym samym, że z jedną nerką też można normalnie funkcjonować. Że z jedną nerką też można żyć pełnią życia. U nas jest tak mało przeszczepów rodzinnych, bo ludzie się boją, że jak oddadzą nerkę, to będą mieć wiele ograniczeń. Nie chcę być jakąś ikoną czy twarzą tego ruchu. Ale chciałbym, by tych przeszczepów było dużo, dużo więcej. Bo każdego z nas może w każdej chwili spotkać jakieś nieszczęście i sam może potrzebować przeszczepu.

– A zdrowie jest najważniejsze.
Zdrowie jest ważne. Ale jak na coś nie mamy wpływu? Ktoś pali trzy paczki papierosów dziennie i na nic nie choruje. A ktoś w ogóle nie pali, a nagle dostaję kartkę z wynikami badań i okazuje się, że ma raka płuc.

– Pan wierzy?
W Boga?

– Tak.
Nie. Jestem niewierzący. Nie liczę na życie pozagrobowe. Także pieniądze nie stanowią dla mnie większej wartości. Ważne jest to, co zrobię i co przeżyję. Bo tego nie zabierze mi nikt.

– Czego pana nauczyła historia z przeszczepem i śpiączką?
Może to banał, ale zrozumiałem wtedy, że trzeba robić w życiu to, co się chce robić. I nie odkładać tego na później. Bo tego później może już nie być. Jak ktoś cię irytuje, to nie warto z nim spędzać czasu. Nie mamy niestety nieograniczonego czasu tutaj. Wszystko może się skończyć w każdej chwili i zupełnie nieprzewidywalnie.

– Jak na ringu.
Trochę tak.

– Jestem osobą, która ceni dobry boks, ale nie lubi telewizyjnego show. Jakby pan przekonał mnie, że warto będzie obejrzeć pana walkę z Gołotą?

Sport to jest showbiznes, takie mamy czasy. I w boksie bardzo często jest tak, że to nie pasy i tytuły sprzedają walkę, tylko nazwiska. Weźmy walkę, gdzie obaj zawodnicy dają z siebie wszystko, jest tempo, jest wojna, są zwroty akcji. Taka walka wzbudzi emocje. A walka o mistrzostwo świata, podczas której z reguły mało się dzieje? Ona nie zainteresuje widza.

– Walka z Gołotą ma sens sportowy?
Nie, nie ma żadnego. Ani dla mnie, ani dla Andrzeja. Miałaby sens, gdy po raz pierwszy się o takim starciu mówiło. W 2000 roku. Teraz to takie starcie pożegnalne, symboliczne podsumowanie 20 lat boksu zawodowego w Polsce. Ale emocje będą. Jestem przekonany, że każdy z nas zrobi wszystko, by wygrać. Nie chciałbym, by za kilka lat ktoś pytał o Saletę i dostał odpowiedź: „A, tak, to ten gość co się pożegnał ze sportem taką nudną walką”. Ja myślę, że wygram. Andrzej myśli, że on wygra. Na razie u bukmacherów za złotówkę postawioną na mnie można wygrać 6 złotych. Na Andrzeja 1,10 czy 1,20. A więc jest zdecydowanym faworytem 6:1. Ale wszystko okaże się w ringu.

Autor: Jakub Radomski, natemat.pl

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.