STSport

Najnowszy incydent, związany z Jarosławem Kaczyńskim i prywatnym aktem oskarżenia złożonym przez aktywistę Zbigniewa Komosę, podnosi pytania o granice wolności słowa, szacunku wobec zmarłych, oraz manipulowanie przestrzenią publiczną do celów politycznych. Wydarzenie to miało miejsce podczas comiesięcznej Miesięcznicy Smoleńskiej, uroczystości mającej na celu upamiętnienie ofiar katastrofy smoleńskiej, w tym tragicznie zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Miesięcznice te od lat są dla wielu Polaków okazją do modlitwy, refleksji oraz złożenia hołdu ofiarom tragicznego wydarzenia, które wstrząsnęło narodem. Niestety, od pewnego czasu uroczystości te są regularnie zakłócane przez grupy aktywistów, którzy swoim kontrowersyjnym działaniem próbują wmieszać politykę w obchody. Jednym z ich działań było przyniesienie wieńca z inskrypcją, która nie tylko obrażała pamięć Lecha Kaczyńskiego, ale także sugerowała jego odpowiedzialność za katastrofę, co jest poważnym nadużyciem i fałszywą interpretacją faktów.
W tym kontekście, warto zrozumieć, że Jarosław Kaczyński, który stracił w katastrofie nie tylko brata, ale także wielu bliskich współpracowników, ma pełne prawo do oburzenia. Po latach oskarżeń, pomówień i nienawiści skierowanej w stronę jego rodziny, można zrozumieć, że jego cierpliwość ma swoje granice. Przynoszenie wieńców z napisem oskarżającym Lecha Kaczyńskiego o śmierć 95 osób to skandaliczna prowokacja, mająca na celu nie tylko zniszczenie pamięci o byłym prezydencie, ale także wywołanie awantury i rozgłosu medialnego.

Zbigniew Komosa, który teraz oskarża prezesa PiS o naruszenie nietykalności cielesnej, stawia się w roli ofiary, choć jego działania wydają się być niczym innym, jak tylko cyniczną próbą wywołania zamieszania i eskalacji konfliktu. Nie można jednak zapominać, że takie zachowania są formą agresji w przestrzeni publicznej, skierowanej przeciwko ludziom, którzy przyszli uczcić pamięć swoich bliskich. Trudno się dziwić, że uczestnicy Miesięcznicy, widząc takie prowokacyjne gesty, mogą reagować emocjonalnie.
Aktywiści Obywateli RP, do których należy Komosa, regularnie zakłócają te uroczystości, wykorzystując przestrzeń publiczną do szerzenia swojej ideologii. Ich działania są bezpośrednim atakiem na osoby, które chcą w spokoju przeżywać żałobę i oddać hołd ofiarom Smoleńska. Niezależnie od przekonań politycznych, istnieje pewna granica, której nie powinno się przekraczać — a tą granicą jest szacunek wobec zmarłych i ich bliskich.

W maju br. doszło do agresji i uderzenia z głowy przez jednego z aktywistów. Podczas tej sytuacji obecny był oczywiście wspomniany Zbigniew Komosa. Jak podaje portal wpolityce.pl:
„Na placu Piłsudskiego znów pojawili się próbujących zakłócić spokój prowokatorzy. Stojąc nieopodal osób skupionych i modlących się za ofiary katastrofy smoleńskiej krzyczano „Kazałeś lądować”. Prowokatorzy przynieśli transparenty, na których widniały hasła: „Kłamstwo smoleńskie”, „Nie ma nic wiecznego na placu Piłsudskiego”, „PiS sukcesem Rosji w Polsce”. Tym razem doszło jednak do fizycznej agresji. Jeden z prowokatorów uderzył „z główki” w rejestrujący jego zachowanie telefon posła Andrzeja Śliwki.I tym razem pod pomnikiem Ofiar Tragedii Smoleńskiej pojawił się Zbigniew Komosa, który winą za katastrofę smoleńską obarcza prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a nie Rosjan. Przyniósł wieniec z napisem: „Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który ignorując wszelkie procedury nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Spoczywajcie w pokoju. Naród Polski”. Gdy politycy PiS opuścili miejsce upamiętniające ofiary tragedii, aktywiści złożyli swój wieniec.”

Również w lutym br. jak napisał portal w polityce Jarosław Kaczyński był lżony przez wyżej wymienionych aktywistów podczas obchodów Miesięcznicy. Jaki jest poziom demoralizacji i chamstwa tkwiący w tego rodzaju zachowaniach?
„Grupa prowokatorów zaczepia Jarosława Kaczyńskiego składającego kwiaty pod Pomnikiem Ofiar Katastrofy Smoleńskiej. Najpierw szydzi z jego wzrostu i „za długich rękawów” palta, na co polityk nie reaguje. Następnie słyszymy m.in. okrzyki: „Gdzie jest wrak?!” oraz kierowane w stronę lidera największej partii opozycyjnej wyzwiska – również wulgarne: „skur…”, „kurduplu”, „dziadu”, „złodzieju”, faszysto”. Po okrzykach „Gdzie jest wrak?!” prezes PiS wykonał ruch ręką w kierunku baneru trzymanego przez osobę z grupy prowokatorów, którzy zaczęli krzyczeć: „Ej, ej! Dewastator! Kaczyński zerwał baner!”.”

Jarosław Kaczyński, jako brat zmarłego prezydenta, znajduje się w trudnej sytuacji. Z jednej strony jest politykiem, który musi mierzyć się z publicznymi oskarżeniami i prowokacjami, z drugiej strony jest człowiekiem, który przeżył ogromną osobistą tragedię. Jego odpowiedź na tę prowokację była zapewne reakcją na długotrwałe i bolesne ataki skierowane przeciwko jego rodzinie. Kiedy człowiek jest wielokrotnie konfrontowany z fałszywymi oskarżeniami, trudno jest zachować zimną krew.
Warto zadać pytanie: czy to Jarosław Kaczyński jest odpowiedzialny za eskalację konfliktu, czy raczej ci, którzy notorycznie próbują zburzyć spokój i godność tych, którzy chcą w ciszy modlić się za zmarłych? Przekształcanie uroczystości religijnych w polityczne awantury to naruszenie nie tylko zasad dobrego wychowania, ale również podstawowych norm społecznych.
Aktywiści tacy jak Zbigniew Komosa, zamiast próbować wywoływać kolejne konflikty, powinni raczej zadać sobie pytanie, czy ich działania rzeczywiście służą dobru publicznemu, czy są jedynie próbą zdobycia chwilowego rozgłosu kosztem ludzi, którzy przeżywają swoje osobiste tragedie.

foto: Jarosław Kaczyński / foto PiS.org.pl; w polityce.pl

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.