Patologie w Karate: Alkoholizm, brak treningu, sprzedawanie się za pasy!
Obserwując świat Karate, szczególnie na polskiej płaszczyźnie można dojść do zdumiewających wniosków. Wielu karateków po osiągnięciu pewnego pułapu, osiągnięcia wysokiego stopnia w karate przestaje regularnie trenować. Ci niegdyś dobrzy zawodnicy, wyśmienici instruktorzy, kiedy dostaną 5 Dan i więcej zaprzestają treningów. Rosną im brzuchy i większość z nich zapomina nawet elementarnego wykonywanie Kata. Niektórzy z nich nader często sięgają do kieliszka, mimo, iż niegdyś stawali na najwyższych podiach mistrzostw Polski czy mistrzostw Europy. Dzisiaj zamiast być przykładem, wzorem dla młodych ludzi, stają się niegodni naśladowania. A przecież Karate miało być na całe życie. Tak niegdyś twierdzili. Karate miało być drogą, podobnie jak drogą było dla wielkiego mistrza Gichina Funakoshiego, który trenował do ostatnich chwil swojego życia. Jaki przykład z tego Ojca Karate biorą nasi byli polscy mistrzowie? Ilu z nich idzie drogą karate, ale ilu idzie drogą degrengolady, zepsucia moralnego? Wielkim szokiem była dla nas informacja, jak upadł jeden z autorów cenionej, niegdyś publikacji o karate. Kiedyś mistrz Europy, doskonały technik i taktyk, dzisiaj już w ogóle nie trenujący, pijący whisky, niczym wodę mineralną, nienawidzący karate. To ma być wzór dla młodych adeptów? Czy takie osoby mają przyciągać do karate młodych ludzi, czy ich odpychać?
Co się porobiło na tym świecie? Oczywiście, Polska nie jest jedynym przykładem, takie upadku byłych „mistrzów”. Wystarczy spojrzeć na granicę na „sławetnego” Stevena Foo, podstarzałego byłego karatekę, który cały swój Fame zbudował na zdjęciu, jakie miał, gdy był młody, wśród innych karateków, w tle Masutasu Oyamy. Niegdyś Foo może był zaangażowany w treningi, ale dzisiaj po latach jest stetryczałym człowieczkiem nie znającym Kata i biegającym po Dojo w krótkich spodenkach z bambusowym kijem, którym okłada dla przyjemności swoich uczniów. Co to ma wspólnego z karate, tego nie wiemy?
Kolejnym oburzającym procederem jest nadawanie stopni mistrzowskich. Istnieją na polskim i zagranicznym polu ludzie, którzy sprzedają się za kolejne belki na pasie, zmieniając organizację za organizacją. Są też tacy mistrzowie w Polsce, wywodzący się jakiś hybryd karate, którzy po kilku latach treningów mają już 3 czy 4 Dan, a nawet więcej, nie znający przy tym podstawowych Kata. Przykładów można być mnożyć, gdyż niektórzy „wielcy innowatorzy” obcinają spodnie od karate-gi robiąc z nich krótkie spodenki, albo wręcz biegają w spodniach z moro, z górą keiko-gi, co wygląda równie komicznie. Przecież to wstyd, aby robić z siebie takiego błazna!
Tymczasem karateką zostaje się na całe życie. Są w naszym kraju jednostki, które pomimo słusznego wieku, cały czas trenują. Oczywiście nie jest to intensywność taka, jak w młodości, ale liczy się ruch, umiejętność wykonywania kata i praca nad samym sobą. Są tacy mistrzowie, którzy na zajęciach starają się wykonywać wszystkie ćwiczenia ze swoimi uczniami, aby nie narzucać nikomu wysiłku, jakiego sami nie są w stanie znieść. Chylimy czoła przed tymi wszystkimi karatekami, którzy mimo zaawansowanego wieku, nie zeszli z drogi karate i dalej propagują najwyższe wartości. Tacy ludzie są kopalnią wartości. Takich ludzi cały świat karate powinien naśladować.