Holenderski mistrz nokautów, Melvin Manhoef, od końca lat ’90 walczył w najróżniejszych miejscach rozsianych po całym świecie. Jego widowiskowy styl walki zyskał mu wielu popleczników. Sam Manhoef, dzisiaj 36-letni, powoli myśli już emeryturze, jednak zanim do niej dojdzie ma jedno pragnienie: stanąć w oktagonie UFC.
Pochodzący z Surinamu zawodnik był niegdyś bardzo blisko UFC. Były to czasy kiedy walczył w Strikeforce. Jak dobrze pamiętamy, nie skończyło się to dla niego za dobrze. Pierw Robbie Lawler znokautował go jednym uderzeniem, a następnie został grapplersko zdominowany przez Tima Kennedy’ego. Od tamtej pory Manhoef wygrał 3 pojedynki pod rząd, w tym nad Denisem Kangiem i mistrzem Pancrase, Ryo Kawamurą. Jednak o swoich najważniejszych planach opowiedział w audycji The MMA Hour:
Jestem fighterem i chcę żeby ludzie byli zadowoleni z moich walk, także chciałbym kiedyś zawalczyć w UFC. Jeśli pojawi się taka szansa, to wchodzę w to na 100%. Na początek chciałbym zawalczyć z tymi, którzy po prostu lubią się bić. To byłaby walka, którą sam bym wybrał, żeby dać fanom niezłe widowisko. Michael Bisping jest takim zawodnikiem. Wanderlei Silva jest takim zawodnikiem. Cung Le jest takim zawodnikiem. Jest wielu takich, którzy lubią stać i bić się, więc z tymi fighterami chciałbym się zmierzyć.
Przypomnijmy, że Manhoef będzie prawdopodobnie przeciwnikiem Mameda Chalidowa na KSW 23, choć niewykluczone, że po powyższej deklaracji UFC postanowi go podebrać, wszak Melvin jest jednym z najpopularniejszych zawodników wśród hardkorowych fanów MMA, a przy tym zawsze jest niezwykle widowiskowy.