39-letni były mistrz UFC w wadze półśredniej, Matt Hughes, odszedł w tym roku na sportową emeryturę. Członek Hali Sław UFC nie będzie się jednak nudził, ponieważ organizacja zapewniła mu ciepłą posadę. Hughes będzie czymś w rodzaju doradcy i rzecznika zawodników związanych kontraktem z UFC. W jednym z ostatnich wywiadów Amerykanin opowiedział o kilku swoich pragnieniach, które prześladowały go w trakcie sportowej kariery.
To co było najbardziej zaskakujące, to wyznanie Hughesa o tym, że w 2001 roku był bliski rezygnacji ze sportu. Spowodowane to było dwiema porażkami, z Dennisem Hallmanem i Jose „Pele” Landi-Jonsem. Kolejne pojedynki, choć zwycięskie, nie cieszyły już tak przyszłego mistrza. Hughes zwyczajnie stracił chęć do MMA. Wtedy dostał propozycję powrotu do UFC. Dał sobie wówczas ultimatum – albo wygra następny pojedynek (z Carlosem Newtonem), albo kończy karierę. Efektownym slamem odesłał Newtona do krainy snów i tym samym zdobył mistrzostwo UFC. Co ciekawe, w trakcie wykonywania tego slamu Hughes uderzył głową o podłożę i utracił przytomność. Kiedy się obudził, okazało się, że jest mistrzem.
Matt Hughes miał też pragnienie by zawojować kategorię średnią. Przed pojedynkiem Evana Tannera z Richem Franklinem obiecywał sobie, że jeśli Tanner zwycięży, to Hughes wejdzie do średniej i będzie walczył o pas. Zwyciężył Franklin, który jest dobrym przyjacielem Hughesa. Na pytanie jednak o zawodnika, z którym najbardziej chciał się zmierzyć, ale do pojedynku nie doszło, bez namysłu odpowiada:
Anderson Silva. Chciałem przejść do średniej i zunifikować pasy.
Przy okazji były mistrz wyznał, że jego powrót do oktagonu jest niemożliwy.