STSport

–  Byłem świadomy stawki pojedynku, a mimo to nie potrafiłem dać z siebie stu procent – mówi „Przeglądowi Sportowemu” były mistrz Europy wagi junior ciężkiej Mateusz Masternak (32-2, 23 KO) o sobotniej porażce z Yourim Kalengą na gali w Monako. Polak nie wykorzystał szansy na zdobycie tytułu WBA Interim.

masternak_kalenga

Przemysław Osiak: Możemy porozmawiać o tym, co wydarzyło się w sobotę?
Mateusz Masternak: Możemy, choć jestem zdruzgotany i załamany swoją postawą. Wiadomo było, że przeciwnik ostro zaatakuje w pierwszych trzech rundach i tyle czasu mogłem mu dać, żeby się wystrzelał. Od czwartej należało już konsekwentnie przyspieszać, a wtedy Kalenga nie wytrzymałby do gongu kończącego pojedynek. Nie potrafię odpowiedzieć, dlaczego tego nie zrobiłem. Byłem lepszy pod względem sportowym, szybszy, dobrze przygotowany… Zawiodłem na całej linii.

Dwóm sędziom, którzy za zwycięzcę uznali Kalengę (116:112 i 115:113, trzeci arbiter punktował 115:113 dla Polaka), nie ma pan już nic za złe?
Tuż po walce podszedłem do tego emocjonalnie, ale teraz nie mam pretensji do nikogo. Poza samym sobą. Wynik 115:113 dla Kalengi, który wypunktował polski sędzia Paweł Kardyni, było właściwą oceną sytuacji.

Ile jest prawdy w tym, że ubiegłoroczna porażka z Grigorijem Drozdem zabrała panu sporo mentalnej siły?
Trudno mi o tym mówić, ale wychodząc na ring na pewno nie myślałem o przegranej z Drozdem, tylko o zwycięstwie nad Kalengą. Nie wystraszyłem się ani agresywnego stylu walki rywala, ani siły uderzenia – choć trzeba podkreślić, że bił naprawdę mocno. Nie dałem z siebie wystarczająco dużo, by zwyciężyć. Zawiodłem wszystkich, a przede wszystkim siebie.

Czego najbardziej zabrakło?
Zdecydowania, prawdziwego głodu zwycięstwa. Andrzej Gołota powiedział kiedyś, że porażka najbardziej boli wtedy, gdy po zejściu z ringu nie jesteś zmęczony. I ja największy ból czuję właśnie dlatego. Nawet po walce z Drozdem nie byłem tak rozżalony. W Moskwie byłem źle przygotowany, pojedynek się nie układał, doszła do tego fatalna kontuzja… W Monako czułem się świetnie pod względem motorycznym, a nie wykorzystałem szansy. Liczę, że kiedyś jeszcze się pojawi.

Mówił pan, że jeśli nie pokona Kalengi, to w świecie wielkiego boksu nie będzie czego szukać. Rozstanie z ringiem w wieku 27 lat trudno jednak sobie wyobrazić.
Boks to całe moje życie, w tej chwili nie mam żadnej alternatywy i naturalne jest, że pozostanę sportowcem. Czekam na decyzję grupy Sauerland, którą zawiodłem już po raz drugi. Nadal wierzę, że jest we mnie potencjał i mogę go rozwijać. Na ringu zostało mi jeszcze dziesięć lat. Stać mnie na dobry boks, ale dziś trzeba sobie powiedzieć jasno i wprost – pogubiłem się.

Co ma pan na myśli?
Nie zdążyłem pozbierać się mentalnie. Byłem świadomy stawki pojedynku, a mimo to nie potrafiłem dać z siebie stu procent. Powinienem był podejść do niego tak, jakbym walczył o życie swoich dzieci. A zamiast tego… Nawet nie wiem, jak mógłbym tę postawę określić.

A Łukasz Janik, który zgłasza chęć rewanżu za porażkę sprzed pięciu lat? Byłby pan gotowy na październikowy pojedynek w Polsce?
Byłbym, lecz najpierw muszę odbyć rozmowę z promotorami. Łukasz oglądał walkę z Kalengą i nic dziwnego, że ma nadzieję na lepszy wynik niż w naszej pierwszej walce. Swoją niejednogłośną porażkę z Olą Afolabim ocenia jako największy sukces, podczas gdy moją niejednogłośną przegraną z Kalengą jako największą porażkę. Nie mam nic przeciwko rewanżowi, ale gdyby telewizja Polsat i moi promotorzy doszli do porozumienia, wolałbym się bić z Krzysztofem Głowackim. To lepszy pięściarz niż Janik i zapewne stworzylibyśmy ciekawsze widowisko.

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.