STSport

Jej przygoda z boksem zaczęła się przypadkiem – podczas… imprezy sylwestrowej. Dziś Ewa Brodnicka jest posiadaczką interkontynentalnego pasa WBF i ma apetyt na znacznie więcej.

brodnicka ewa

W jaki sposób trafiła pani na salę treningową?

Ewa Brodnicka: Moja przygoda z boksem rozpoczęła się dziewięć lat temu na… imprezie sylwestrowej. Przyczepił się do mnie wtedy jakiś pijany chłopak i w prymitywny sposób zaczepiał. Słowne uwagi nie pomogły, więc wymierzyłam mu prawy prosty i w ten sposób pozbyłam się nachalnego adoratora. Dodam tylko, że byłam wtedy w sukience i szpilkach. Na drugi dzień mój brat sprzedał tę historię rodzicom. Tata powiedział, że skoro dałam radę chłopakowi, to może powinnam spróbować sił w boksie. Wziął mnie za rękę i zaprowadził na salę treningową.

Tak po prostu wziął za rękę i zaprowadził na trening?

Tak było. Choć, jak się okazało tata miał pewne rozterki.

Czego się bał?

Bał to trochę za duże słowo. Chodzi o to, że na pierwszym treningu tata podszedł do trenera i trochę owijając w bawełnę, powiedział: chciałem tak się podpytać, to trochę delikatna sprawa, ale nie ukrywam, że moja córka… ma czym oddychać i czy nie będzie jej to przeszkadzać w treningach. Trener Zbigniew Raubo spojrzał na niego i krzyknął na całą salę: chodzi o to, że Ewa ma duże cycki? Nie, nie będzie to w niczym przeszkadzało. Po tych słowach trenera stało się jasne, że będę trenowała boks.

Od kiedy zaczęła się pani utrzymywać tylko z boksu?

Na treningach wylałam litry potu i zadałam setki ciosów, zanim zarobiłam jakieś pieniądze na ringu. W czasach amatorskich – z racji tego, że studiowałam – dostawałam stypendium sportowe. To były małe pieniądze – 400 złotych miesięcznie. Starczało na przysłowiowe waciki. Po tym jak zdecydowałam się przejść na zawodowstwo, wysyłałam swoje CV do wszystkich promotorów w Polsce, ale nikt nie chciał w swojej grupie dziewczyny. Miałam nawet plan awaryjny – chciałam wyjechać do Niemiec i tam spróbować swoich sił. Trafiłam jednak na zawodowe ringi i o emigracji już nie myślałam.

I w końcu zaczęła pani zarabiać jakieś pieniądze?

Początki na zawodowstwie też nie były lekkie. Pierwsze dwie walki opłaciłam z własnej kieszeni. Może nie były to jakieś wielkie kwoty, ale i tak musiałam pożyczać pieniądze, żeby ściągnąć sobie przeciwniczkę. Nie było wtedy innej możliwości. Później było już coraz lepiej. Pojawił się sponsor, w czwartej zawodowej walce zdobyłam pas WBF Intercontinental i podpisałam kontrakt z Tymex Boxing Promotions. Można powiedzieć, że po dwóch latach na zawodowych ringach zaczynam zarabiać pieniądze i utrzymywać się z boksu. Wcześniej dokładałam do interesu.

Co chciałaby pani osiągnąć na zawodowych ringach?

Pasy, pasy i jeszcze raz pasy. Zdobyłam już pas WBF Intercontinental, ale chcę mieć większą kolekcję. Poza tym, chcę sobie udowodnić, że dzięki ciężkiej pracy można wiele osiągnąć. Dodatkowym celem jest popularyzowanie boksu kobiecego w Polsce. Mam nadzieję, że rynek ruszy i dziewczynom będzie łatwiej pokonywać drogę z boksu amatorskiego na zawodowy.

Pani chce popularyzować boks kobiecy w Polsce, ale wciąż jest wiele osób, które uważają, że boks to nie jest sport dla pań. Co by pani powiedziała tym wszystkim malkontentom?

Jasne, że jest to typowo męski sport, ale gdyby panie myślały stereotypowo, to nadal by tylko gotowały, prały i sprzątały. Czasem czytam komentarze na Facebooku, czy portalach bokserskich i z moich obserwacji wynika, że ludzie zmieniają nastawienie do boksu kobiet. Otrzymuje dużo ciepłych słów od fanów. Co bym powiedziała osobom, które nie akceptują kobiecego boksu? Niech każdy robi, to co kocha. Co ciekawe, boks kobiecy jedni kochają, inni nienawidzą, ale nikt nie potrafią przejść obok niego obojętnie.

Czy to prawda, że podczas sparingów pani rywalami są mężczyźni?

Przeważnie przeciwnikami są panowie, ale mam też jedną sparingpartnerkę z Ukrainy. Jeśli chodzi o mężczyzn to głównie sparuję z chłopakami z tej samej wagi albo niższej.

To są sparingi na sto procent, czy panowie walczą na pół gwizdka?

Nic z tych rzeczy. Mogę pana zapewnić, że nikt nie odpuszcza i każdy daje z siebie wszystko. Zresztą nie oczekuję żadnej taryfy ulgowej. Nigdy nie znokautowałam mężczyzny na sparingu, ale sama też nie byłam na deskach. Po sparingach z chłopakami ciosy dziewczyn robią na mnie mniejsze wrażenie.

źrodło: Archiwum Ewa Brodnicka/Anna Kubisz

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.