STSport

Czy polscy kulturyści to debile i bandyci? Zanim mnie ukrzyżujecie za zadanie tego pytania, należy mi się kilka słów na swoją obronę…

Po pierwsze nie chodzi mi o profesjonalistów, bo kulturystyka w naszym kraju jest zjawiskiem tak marginalnym, że praktycznie nie istnieje, przynajmniej w świadomości szerokiej opinii publicznej. A zatem zostawiam w spokoju garstkę zawodowych kulturystów – pełen szacunek Panowie, choć Was to dopiero mają za dziwaków i mutantów. Chodzi mi o te setki tysięcy ludzi, którzy w mniejszych lub większych klubach pracują nad swoją sylwetką, używają suplementów diety, preferują sportowy styl życia i ubioru. A że sam się do tej kategorii zaliczam, powiem po prostu, że chodzi mi o nas.


Po drugie, tytułowe pytanie to nie mój wymysł – nasuwa się ono prędzej czy później każdemu, komu nie obce jest czytanie gazet, czy oglądanie telewizji. Co jakiś czas, gdy sezon ogórkowy w pełni, media wszelkiej maści przypominają sobie o istnieniu siłowni, suplementów i sterydów, a następnie z większą lub mniejszą zaciętością rozpoczynają dziennikarskie śledztwa. Niestety zwykle pragną się ich wynikami podzielić – ku uciesze szerokiej publiki, i zgrozie osób zainteresowanych oraz bezpośrednio dotkniętych tematem…
Jakiż bowiem obraz kreują media? No, ruszcie głowami, przypomnijcie sobie wstrząsające tytuły: „pod wpływem sterydów zabili kolegę” czy też „przegrał życie przez sterydy”. Ze łzą wzruszenia w oku przypomnijcie sobie Ewę Drzyzgę wysłuchującą opowieści faceta skrytego w cieniu, który opowiadał jak to przyjmował bolesne zastrzyki rosyjskiego metanabolu. Sięgnijcie pamięcią i pomyślcie… Co? Nie mam racji?


Nie potrafię zrozumieć powodów tej nagonki, w której zamiast pochwalać i promować zdrowy styl życia oraz dążenie do sportowej sylwetki media starają się przestraszyć ludzi, wbić im do głów przekonanie, że każdy z nas to potencjalny bandzior, handlarz sterydami, a w najlepszym wypadku po prostu bałwan i idiota, który nic nie potrafi i do niczego się nie nadaje, więc przerzuca bezmyślnie żelazo.
Pracując od wielu lat na rynku suplementów spotykam się z sytuacjami, które byłyby śmieszne, gdyby nie to, że są tak irytujące. Dzwoni do nas mama klienta i krzyczy, że skieruje sprawę do prokuratury, bo sprzedajemy jej synowi sterydy. Żona upewnia się telefonicznie czy tribulus który zamówił jej mąż nie utrudni jej zajścia w ciążę. A zapłakany nastolatek dzwoni się poskarżyć, że rodzice wyrzucili mu do klopa odżywki, na które pracował całe wakacje… Standardowe są pytania rzucane ze znaczącym uśmieszkiem dotyczące wpływu wielkich mięśni na zdolności intelektualne. Przyzwyczaiłem się, potrafię się śmiać z wielu rzeczy, ale irytuje mnie bezmyślność i powielanie schematów…


A jednak, kiedy patrzę na chłodno, z perspektywy osoby ćwiczącej od kilkunastu lat, muszę przyznać, że nie robimy nic, aby obiegową opinię zmienić… Spora część z nas ma za nic podstawowe zasady higieny – bo przecież ubranie treningowe powinno śmierdzieć przetrawionym potem, a kąpiel po treningu może zabić z takim trudem wypracowane mięśnie. Po każdej udanej serii trzeba obowiązkowo soczyście zakląć, żeby podkreślić jaką ciężką pracę właśnie wykonaliśmy. Na każdego, kto jest mniejszy, czy nowy trzeba koniecznie patrzeć morderczym wzrokiem, żeby znał swoje miejsce w szeregu. Ubranie musi być obcisłe – nieważne, że wygląda śmiesznie – byle tylko pokazywało mięśnie – nawet jeśli jeszcze nic do pokazania nie ma. Braki techniki koniecznie trzeba zamaskować dodatkowym ciężarem, którego techniczne podniesienie jest niemożliwe. Można w zamian postękać głośno podczas prób i nadwyrężyć kręgosłup podczas uginań ze sztangą ważącą 100kg. Każdą kobietę trzeba koniecznie dokładnie obejrzeć, a najlepiej głośno skomentować w gronie kolegów…
To tylko kilka przykrych obrazków, ale jestem przekonany, że każdy z Was może je potwierdzić, a także dodać sporo ze swojej strony. I wiecie co? Wkurwia mnie to. Jestem człowiekiem, ciężko nad sobą pracuję – czasem stęknę, czasem pierdnę i pocę się podczas treningu. Ale cały czas staram się być normalny, cieszyć każdą sesją i traktować wszystkich przychodzących na siłownię tak samo. Jeśli ktoś zapyta – odpowiem, jeśli potrzebuje pomocy pomogę. Nie ucinam sobie pogawędek, bo przychodzę na trening żeby ćwiczyć – ale nie burczę na każdego kto podniesie wzrok, czy zajmuje maszynę na której chcę poćwiczyć. Umiem używać dezodorantu, wiem do czego służy ręcznik, a łysy jestem, bo tak mi wygodnie, a nie, dlatego że należę do gangu stręczycieli…
To jak wyglądam świadczy o mnie – to moja praca, moje pieniądze, mój czas i pot.
Chciałbym żeby moja sylwetka była powodem do dumy, a nie stawiała mnie w niekorzystnym świetle, chcę by ludzie widzieli we mnie zdrowego silnego faceta, a nie potencjalne zagrożenie dla społeczeństwa.
Sam tego nie osiągnę, ale wspólnymi siłami można wypracować jakąś zmianę i pokazać, że nie tylko nie jesteśmy gorsi, ale nawet lepsi od innych… Zróbmy to. Pozdrawiam.

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.