STSport

Porażka z Alistarem Overeemem okazała się ostatnią walką w karierze Brocka Lesnara. Zawodnik tuż po walce ogłosił, że nigdy więcej nie zawalczy już w oktagonie. Tą decyzją zakończył pewną erę w dziejach wagi ciężkiej UFC. To problem dla zastępu fanów byłego zapaśnika, ale również dla samej federacji. Powiadają, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale nie dodają, że niektórych ciężej zastąpić niż innych.

Brock Lesnar nie był najbardziej eksploatowanym zawodnikiem w historii MMA. Wręcz przeciwnie, walczył raczej rzadko. Na zawodowym ringu stoczył ledwie 8 pojedynków, z czego 7 podczas gal UFC. Do tego często borykał się z problemami zdrowotnymi. Nie przeszkodziło mu to jednak stać się jedną z ikon MMA. Został mistrzem UFC wagi ciężkiej w swoim ledwie czwartym zawodowym pojedynku (bez żadnej walki amatorskiej). Aby uświadomić sobie jak wielkie to osiągnięcie, wystarczy poszukać analogii. Czy jesteśmy w stanie wyobrazić sobie żółtodzioba, który pozbawia tytułu Andersona Silvę albo Jona Jonesa? No właśnie. Szczytem jego kariery był rewanżowy pojedynek z Frankiem Mirem podczas UFC 100 w 2009 roku. Nigdy później nie był już w takiej formie.

Jego decyzja o zakończeniu kariery jest o tyle zrozumiała, co kłopotliwa dla UFC. Lesnar był prawdziwym diamentem wagi ciężkiej. Sławę zdobył jako zawodowy zapaśnik WWE. Do oktagonu wchodził już jako bardzo popularny sportowiec. Nie trzeba było przekonywać ludzi, że Brock, to gwiazda i warto zapłacić za gadżety z jego wizerunkiem no i oczywiście obejrzeć jego walkę za pośrednictwem pay-per-view. Aż cztery razy liczba wykupionych abonamentów podczas gal z udziałem Lesnara wynosiła powyżej miliona! (Kolejno – UFC 91 – 1 milion 10 tysięcy, UFC 100 – 1 milion 600 tysięcy, UFC 116 – 1 milion 116 tysięcy, UFC 121 – 1 milion 50 tysięcy). Nawet ostatnia gala, UFC 141 – pomimo tego, że odbywała się wcześniej niż zwykle, bo w piątkowy, a nie w sobotni wieczór, dodatkowo tuż przed Sylwestrem – przyciągnęła aż 800 tysięcy widzów. Nie trzeba być orłem z matematyki, żeby pomnożyć te liczby przez średni koszt wykupienia ppv, czyli 50 dolarów i uświadomić sobie jak olbrzymią ilość pieniędzy zapewnił UFC ten zawodnik.

Teraz – po odejściu jego odejściu – trzeba będzie jakoś zapełnić powstałą lukę, a raczej wyrwę. Oczywiście możemy być spokojni, że walka o mistrzowski pas pomiędzy pretendentem  – Alistairem Overeemem, a mistrzem – Juniorem dos Santosem sprosta sportowemu i marketingowemu wyzwaniu jakie stoi przed pojedynkiem – bądź co bądź – najbardziej prestiżowej wagi ciężkiej. Pytanie jednak, co dalej?

Większość ciężkich zawodników, który znaczą coś w UFC, to weterani, którym bliżej do zakończenia kariery niż wspinania się na sportowe szczyty. Nawet jeśli uznać ich za wciąż atrakcyjnych, to widzom w końcu przejdzie ochota na oglądanie kotłującej się grupy 5-6 zawodników, którzy ciągle będą się ze sobą bić Będą chcieli obejrzeć nowe gwiazdy! Takich jednak na horyzoncie nie widać.

Pozostaje pytanie czy Dana White znajdzie zastępce dla Brocka Lesnara? Odpowiedź może być tylko jedna – na razie na pewno nie i szybko się to nie zmieni.

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.