Moja przyjaźń z Jerzym Kulejem, najwybitniejszym polskim bokserem, trwała blisko 10 lat. Byłem wielkim szczęściarzem, że udało mi się poznać tak wybitnego i dobrego człowieka. Talentem nie dorastałem mu do stóp, a i tak potrafił doprowadzić mnie do dwunastu zwycięstw z rzędu w boksie zawodowym.
Z racji tego, że Jerzy Kulej był człowiekiem z krwi i kości nie brakowało rownież w jego życiu zakrętów, jednak zawsze potrafił wyjść na prostą. Książka ta jest pamiątką, moim wspomnieniem tego, jakim był.
W książce poruszyłem wiele wątków z życia Mistrza oraz osób z nim związanych. Można sobie po lekturze tej książki wyrobić zdanie na temat wielu sytuacji, o których dotąd można było zdobyć tylko lakoniczne informacje.
A to cytat z książki, na zachętę, by po nią sięgnąć:
Restauracja była pełna gości, a nasz stolik, z rezerwacją na cztery osoby, bo była z nami jeszcze Kasia, partnerka Salety, był usytuowany na samym środku sali. Atmosfera bardzo sympatyczna, dokoła uśmiechnięci ludzie, wykwintne dania. Żyć nie umierać, sielanka… A tu nagle Katarzyna szybkim, dynamicznym ruchem wyrwała mu z ręki telefon. Chwila niepewności, i nagle plask, plask! I poprawka. I jeszcze raz! Zaczęła strzelać po twarzy byłego mistrza Europy w boksie.
Ale Kasiu, ale Kasiu… – próbował coś jej tłumaczyć. Negocjacje skończyły się fiaskiem, a Katarzyna wystrzeliła w twarz Przemka kolejną serię plasków. O co poszło? Cóż, Kasia zobaczyła, jak Przemek wysyła do żony czułe esemesy.
(Marcin Najman, „Jerzy Kulej. Mój mistrz”, Wydawnictwo OLE, Warszawa 2014)
MARCIN NAJMAN