Wielkie wydarzenia sportowe w Polsce mają zaskakującą właściwość. Zawsze na kilka dni przed nimi i kilka po nich w Internecie mamy urodzaj ekspertów od danego sportu. Gdy u szczytu popularności był Adam Małysz prawie każdy internauta znal się na tajnikach skoków narciarskich. Gdy ścigał się Robert Kubica ekspertami byli nawet ci, którzy w rzeczywistości nie posiadają prawa jazdy. Nie inaczej było w wypadku walki Tomasza Adamka z Witalijem Kliczką.
Już na kilka dni przed walką w Internecie zaczęły pojawiać się pierwsze komentarze. Najwięcej znawców było oczywiście na najpopularniejszych portalach – Onet, Interia, WP. Tam też wygłaszali swoje tezy i sądy. Argumenty, którymi się posługiwali pozwalają sądzić, że o boksie mają mgliste pojęcie, a z walk obu pięściarzy to czasem widzieli migawki w Teleexpressie.
Przed walką oczywiście zdecydowana większość gorąco wierzyła w Tomasza. – Piotrków jest z Tomaszem Adamkiem! – Tomek wygra na punkty! – aż roiło się od takich wpisów. Można nawet powiedzieć, że napawało to optymizmem. W końcu wiara w rodaka w narodzie jest silna. Oczywiście poza samą walką głównym tematem było czy zakodują ten RTL w Cyfrowym Polsacie czy nie. To jednak rozważania na zupełnie inny temat.
Walka jaka była – widzieliśmy. Adamkowi zabrakło argumentów, a jego atuty – szybkość i technika – rozmyły się pod ciosami Kliczki. Sadząc jednak po wpisach ci sami internauci, którzy jeszcze kilka godzin wcześniej gorąco wierzyli w zwycięstwo Polaka zmienili swoje podejście o 180 stopni.
W chwili, gdy sędzia przerwał walkę Tomasz Adamek przestał być idolem, wybitnym polskim bokserem, pretendentem do tytułu mistrza świata, a… obiektem kpin. Obelgi leciały z każdej strony i na każdy temat. – Ciesze się, że dałeś baty przygłupowi Adamkowi. To jest cienki bolek – czytamy na dobry początek. – Miał jeden plan. Wyrwać tyle kasy ile się da. Nawet nie próbował walczyć – i takich nie brakowało. – Powiedzmy uczciwie, że góral [zgadza się, pisane małą literą] to jest zero. Potrafi tylko dużo klepać bzdur i pakować się koksem. Jedyne na czym mu zależy to kasa – kolejny wpis. Oczywiście pojawiały się również takie kpiące z jego wiary w Boga, przekonań, biografii.
Czy Tomasz Adamek w ogóle czytał te wpisy? Nawet jeśli, to powinien się tylko uśmiechnąć pod nosem. Ci, którzy je wpisali obudzą się następnego dnia rano i dalej będą wieść swoje życia, w których raczej niczym się nie wyróżnią i pewnie za wiele nie osiągną.
Oczywiście Adamek przegrał walkę zdecydowanie, ale nie w sposób kompromitujący. Ludzie, którzy naprawdę znają się na boksie wyrokują, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w wadze ciężkiej. On z pewnością myśli tak samo. Możemy być więc pewni, że przed następną walką Tomasza Adamka Internet zaleje fala ekspertów i „najzagorzalszych” kibiców. Czy nimi pozostaną po walce? To zależy już tylko od jej wyniku.