STSport

– Koniec kariery? Trudno powiedzieć na gorąco. Na pewno teraz trzeba powiedzieć stop i w ogóle nie ma mowy, żeby szybko wrócić na ring. Robiłem co mogłem. Byłem gorszy, przegrałem, straciłem szansę walki o pas. Po co się dalej bić? – mówił po walce Tomasz Adamek (49-3, 29 KO), były mistrz świata WBC w kategorii półciężkiej (2005-2007) oraz IBF w junior ciężkiej (2008-2009). W tej drugiej nie przegrał ani jednej walki. W Bethlehem zszedł z ringu pokonany po raz drugi w wadze ciężkiej i trzeci w całej karierze.

Drugie miejsce w rankingu federacji IBF po sobotnim pojedynku w Bethlehem zajmie Wiaczesław Głazkow. Bardzo możliwe, że 29-letni Ukrainiec, brązowy medalista olimpijski z Pekinu, stoczył najlepszą walkę na zawodowym ringu. Natomiast starszy o osiem lat Adamek – jedną z najsłabszych. W trakcie dwunastu rund „Góral” nie był w stanie przełamać defensywy Głazkowa i zasłużenie przegrał na punkty. 117:110, 117:111 i 116:112 – zdaniem jednego z sędziów Polak był lepszy maksymalnie w czterech odsłonach – pierwszej, drugiej, dziesiątej i dwunastej. W ósmej niewiele zabrakło, a kontynuując ofensywę po potężnym prawym Ukrainiec zdołałby zakończyć pojedynek przed czasem.

Fachowcy podkreślają, że kluczem do zwycięstwa „Cara” z Ługańska był bardzo dobrze funkcjonujący lewy prosty. Cios, który niegdyś był jedną z najskuteczniejszych broni Adamka, a stawał się coraz mniej groźny wraz z kolejnymi pojedynkami naszego pięściarza w wadze ciężkiej. – Dlatego przegrałem. Chciałem zwyciężyć, ale zawiodłem. Przepraszam kibiców. Taki jest sport. Uczy wygrywać i przegrywać – mówił polski pięściarz ze spuszczoną głową tuż po zakończeniu walki, w wywiadzie udzielanym Mateuszowi Borkowi z Polsatu Sport. Był załamany. Ostatni raz w podobnym nastroju widzieliśmy go dwa i pół roku temu, kiedy we Wrocławiu nie sprostał ówczesnemu mistrzowi świata WBC Witalijowi Kliczce.

Prawdopodobnie nie były przesadzone opowieści o ubiegłorocznych sparingach Adamka z Głazkowem, w trakcie których silniejszy fizycznie Ukrainiec miał solidnie dawać Polakowi w kość. „Góralowi” w walce przeszkadzała też opuchlizna wokół prawego oka, systematycznie powiększająca się już od drugiej rundy. W pewnym momencie można było nawet odnieść wrażenie, że nasz zawodnik widzi przeciwnika tylko na lewe. Adamek nie szukał jednak usprawiedliwień. – Przecież taki jest sport. Coś takiego, opuchlizna lub rozcięcie, zawsze może się przydarzyć. Po prostu przegrałem. Byłem gorszy – przyznał podopieczny Rogera Bloodwortha.

Choć przed pojedynkiem ukraiński pięściarz zaznaczał, że w przypadku pokonania Adamka przed mistrzowską próbą będzie jeszcze potrzebował czasu na zbieranie kolejnych doświadczeń, to po zejściu z ringu przyznał, że nadchodzi pora na największe wyzwania. Liderem listy IBF jest jednak Kubrat Pulew i wątpliwe, aby jego promotorzy z niemieckiej grupy Sauerland Event chcieli ryzykować utratę pozycji obowiązkowego pretendenta. Tym bardziej, że walkę Pulew – Głazkow trudno byłoby „sprzedać”, tak w Niemczech, jak i w USA.

W sobotę Adamek toczył trzynasty pojedynek w najcięższej kategorii, w którym miał po raz 50. zwyciężyć na zawodowym ringu. W obecnej sytuacji nie wiadomo, czy jubileuszową wygraną kiedykolwiek odniesie. – Przegrałem drugie miejsce w rankingu, a szansa walki o tytuł mistrza świata jest już żadna. Trzeba dać miejsce młodszym. Może nadszedł czas, aby skończyć z boksem? – zastanawiał się „Góral”. Następnej wspinaczki w górę rankingów raczej już nie podejmie, ale namawiających go na kolejne pojedynki, przynajmniej w Polsce, na pewno nie zabraknie.

Przemysław Osiak, „Przegląd Sportowy”

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.