STSport

W niedzielę, 16 grudnia, na Millennium Way Penisula Square w Londynie na gali MMC Fight Club Mariusz Pudzianowski zmierzy się z Tyberiuszem Kowalczykiem.

Tak jak informowaliśmy wcześniej relację z imprezy transmitować będzie Polsat Sport Extra.

– Było trochę zawirowań z tym pojedynkiem, ale na 99 procent jutro wyruszamy całą ekipą do Londynu – mówi Mariusz Pudzianowski. – Dojdzie zatem do mojej konfrontacji z Tyberiuszem.

W jakiej jest pan dyspozycji?

– Cały czas trenuję, nie robię przerw, nie obijam się. Mój trener od boksu – Bogdan Gajda – uważa, że jestem dynamiczny jak nigdy przedtem. Czuję, że forma z każdym dniem idzie w górę

Starcie z Kowalczykiem będzie zatem pojedynkiem do jednej bramki.

– To jest sport, wszystko zdarzyć się może. Ja nie lekceważę żadnego przeciwnika. Nie da się jednak ukryć, że choć obaj zaczynaliśmy od strongmanów, dzieli nas przepaść, jeśli chodzi o doświadczenia w MMA. Trenują już trzy i pół roku, on tylko dwa miesiące.

Siły pańskiemu rywalowi odmówić nie można.

– To prawda, ale jeżeli spokojnie rozegram pierwsze dwie minuty starcia, potem każda sekunda będzie Tyberiuszowi ciążyć podwójnie. Stanie się dla niego katorgą. Wiem, bo przeżyłem to na własnej skórze.

Czy ta walka jest dla pana… opłacalna?

– Tak, stawki w MMA i tu są podobne, a trzeba pamiętać, że ja nie należę do tanich zawodników.

Czy jeszcze przed nowym rokiem zmierzy się pan z potężnym, ważącym 160 kg, Rumunem Alexandru Lungu?

– To jakaś kaczka dziennikarska. Nigdy takiej walki nie planowałem. Jest natomiast prawdopodobne, że w lutym przyszłego roku wystąpię na kolejnej gali KSW.

Czyli po Londynie odpoczynek?

– Święta spędzę w domu przy kominku, a sylwester… pełen luz, zobaczymy, co życie przyniesie.

źródło: Express Ilustrowany (pas)

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.