STSport

Zakończyła się gala KSW 18. W drugiej części odbyły się cztery walki – Maciej Jewtuszko pokonał Deana Amasingera, Curt Warburton poddał Artura Sowińskiego. Jan Błachowicz wypunktował Mario Mirandę, a Valentijn Overeem wygrał z Marcinem Różalskim.

Debiut Macieja Jewtuszki w federacji KSW nie był zbyt okazały. Po niecałej minucie walki i fantastycznym podbródkowym Artura Sowińskiego leżał na deskach. Na KSW 18 dostał szansę na pokazanie pełni swoich umiejętności. Brytyjczyk – Dean Amasinger – nie okazał się jednak bardzo trudnym przeciwnikiem. Obaj zawodnicy zaczęli bardzo zachowawczo. Pierwsza minuta walki to właściwie tylko kilka nieśmiałych prób kopnięć.To była jednak cisza przed burzą, bo ledwie zawodnicy zczepili się w klinczu, a już na głowę Brytyjczyka spadło kilka groźnych kopnięć kolanami. Były one jednak niezgodne z przepisami, bo Brytyjczyk miał trzy punkty podparcia i w związku z tym nie można było zadawać mu takich ciosów. Po upomnieniu i odebraniu Polakowi punktu wrócili do walki. Na dwie minuty przed końcem walki świetnie obalił Amasinger, ale po chwili to Irokez był bliski założenia dźwigni na nogę. Tym razem Brytyjczykowi udało się jeszcze uciec, ale kilka chwil później, po gradzie ciosów, które zadał Jewtuszko na głowe rywala sędzia musiał przerwać walkę. Maciej Jewtuszko po niezbyt dobrym początku w KSW wjechał chyba na właściwe tory. To zwycięstwo musiało przynieść mu dużo ulgi – jego wybuch radości był bardzo wymowny.

Artur Sowiński z każdą walką ma coraz wyżej postawioną poprzeczkę. Wszyscy myśleli, że tej z nazwiskiem Jewtuszko nie przeskoczy. Przeskoczył. W walce na KSW 18 napisano na niej Warburton. Tej jednak nie przeskoczył. Zawodnicy podeszli do siebie z dużym respektem. Żaden z nich nie chciał się za bardzo odsłonić, aby nie nadziać się na groźną kontrę. Kornik kilka razy próbował postraszyć swojego przeciwnika ciosami podbródkowymi, ale ani razu nie trafił. W połowie pierwszej rundy doszło do dosyć chaotycznej wymiany ciosów, zawodnicy znaleźli się w klinczu, a po chwili przeszli do parteru. Warburton z góry ptóbował obijać głowe Polaka, ale ten mądrze się bronił. Brytyjczyk jednak dominował w tej płaszczyźnie. Nie zmieniła tego nawet nieudana próba kimury ze strony Sowińskiego. Pierwsza runda raczej wyrównana, ale chyba jednak minimalnie na korzyść Warburtona. Druga runda zaczęła się dobrze dla Brytyjczyka. Po ledwie 20 sekundach znów obalił Kornika i atakował z góry. Wydawał się, że za wiele nie wynika z dominującej pozycji Warburtona, ale ten ciągle i systematycznie zabierał się za Polaka. Na Dwie minuty przed końcem drugiej rundy założył mocne trójkątne duszenie, z którgo nie było ucieszki. Sowiński odklepał i przerwał walkę. Warburton pierwszym obcokrajowcem, który wygrał swoją walkę na KSW 18.

Sytuacja w jakiej znaleźli się bohaterowie drugiej walki wieczoru na pewno nie była dla nich komfortowa. Jan Błachowicz przygotowywał się przez dwa miesiące pod kątem innego zawodnika, a na kilka dni przed walką dowiedział się o zmianie przeciwnika na Mario Mirandę. Ten z kolei z pewnością wolałby normalny cykl przygotowawczy. Te przeszkody nie przeszkodziły jednak zawodnikom na stoczenie niezłej walki. Cała pierwsza runda była raczje ostrożna w wykonaniu obu zawodników. Miranda kilka razy próbował obalać, ale Błachowicz był an to gotowy i ani razu nie znalazł się na deskach. Na dwie minuty przed końcem pierwszego starcia Polak zadał ładną kombinację – prawy, lewy i kopnięcie na korpus, która wzbudziła aplauz publiczności, ale większego wrażenia na przeciwniku nie zrobiła. Później próbował efektownego kopnięcia na głowę, ale to zatrzymało się na gardzie Brazylijczyka. Pierwszą rundę trzeba zaliczyć na korzyść Polaka, ale wielkiej krzywdy rywalowi nie zrobił.W drugiej rundzie doszło do kilku wymian ciosów i znów to Błachowicz był stroną dominującą chociaż Mirandzie również udało się kilka razy trafić. Polak po raz kolejny próbował wysokich kopnięć jednak rywal skutecznie się przed nimi bronił. Druga runda znów dla Błachowicza, ale jego przewaga zmalała, a sądząc po tym jak głęboko oddychał w narożniku – sił było coraz mniej. Trzecia runda to głównie klincz, w którym obaj zawodnicy próbowali zadawać sobie bolesne ciosy. Gdy sędzia w końcu wrócił walkę do środka ringu zawodnicy zaczęli się kopać. Najpierw dobrze lowkickiem zaatakował Miranda, a chwilę później celnie na korpus kopnął Błachowicz.Ostatnie kilkadziesiąt sekund walki ładnie zaakcentował Polak znów efektownie kopiąć, ale nie udało mu się posłać rywala na deski. Sędziowie punktowali jednogłośnie – trzy razy po 30:28 na korzyść Polaka. Jednak to z pewnością nie było łatwe zwycięstwo, którego większość się spodziewała.

Walka wieczora miała wyglądać zupełnie inaczej. Jednak los zadecydował, że zamiast Jerome’a Le Bannera w ringu stanął Valentijn Overeem. Niezmienny pozostał tylko Marcin Różalski. Różnica w doświadczeniu jest ogromna, bo Różal miał ledwie dwie walki w rekordzia, a jego rywal ponad 50. Walka od początku była bardzo dynamiczna. Żaden z zawodników nie wszedł do ringu w celach rekreacyjnych. Po kilku ciosach w stójce walka przeniosła się do parteru. Obaj zawodnicy zaczęli szarpać się i próbowali założyć sobie dźwignię na nogi. Obu się to udało, ale tylko chwyt Overeema był na tyle pewny i silny, że zakończył walkę. Różalski odklepał po niecałych dwóch minutach pierwszej rundy i przegrał swoją pierwszą walkę w MMA.

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.