STSport

Do 11. rundy Krzysztof Włodarczyk przegrywał z Australijczykiem Dannym Greenem na punkty. Wtedy jednak wyprowadził zabójcze ciosy – najpierw prawy, który zamroczył przeciwnika, a w następnej akcji lewy, który zakończył walkę. Diablo po raz trzeci obronił mistrzowski pas federacji WBC w wadzie cruiser.

Początek walki należał zdecydowanie do gospodarza, czyli Danny’ego Greena. O ile w pierwszej i drugiej rundzie pojedynek był wyrównany, a pięściarze badali się, o tyle w kolejnych Green zadawał zdecydowanie więcej ciosów. Krzysztof Włodarczyk postawił zdecydowanie na jakość, a nie na ilość – wyprowadzał mniej ciosów, ale starał się, aby każdy był celny i odpowiednio mocny.

Green kontrolował przebieg starcia i właściwie od około 8-9 rundy liczył już tylko na dotrwanie do końca ostatniej rundy i czekanie na korzystny werdykt sędziów.

To był jego błąd, bo Krzysztof Włodarczyk miał piorunującą końcówkę. Kluczowa była przerwa między 9, a 10 rundą. Wtedy to w niezbyt cenzuralnych słowach trener Polaka – Fiodor Łapin – zasugerował, że walka nie za bardzo idzie po myśli Diablo. Poskutkowało. Mistrz przeszedł do frontalnego ataku.

Coraz bardziej zmęczony Green klinczował, ale sędzia szybko reagował i nie było dla niego chwili wytchnienia. 10. runda to zdecydowana wygrana Polaka. Wiedział jednak, że tej walki na punkty wygrać się nie da, więc postanowił zakończyć wszystko w 11.

Najpierw zamroczył rywala prawym. Po tym ciosie Green wpadł w liny, ale nie przewrócił się. To był jednak sygnał, że nokaut jest bliski. Po następnym ciosie – tym razem lewym sierpowym, który wpadł prosto w szczękę przeciwnika – gospodarz padł jak rażony piorunem. Sędzia rozpoczął odliczanie. Co prawda Australijczyk zdołał jeszcze wstać, ale o kontynuowaniu walki nie mogło być mowy. Koniec walki i zwycięstwo Włodarczyka.

To zdecydowanie nie był łatwy pojedynek dla Polaka. Green, jak na doświadczonego zawodnika przystało, obrał odpowiednią taktykę. Nastawił się na punktowanie rywala i zwycięstwo przez decyzję, a nie nokaut, który z pewnością ucieszyłby australijską publiczność. Do osiągnięcia sukcesu zabrakło mu jednak przede wszystkim sił – w końcówce już praktycznie w ogóle nie zadawał ciosów. Z drugiej jednak strony Diablo pokazał się z jak najlepszej strony. Wiedział, że przegrywa na punkty, ale nie próbował w jakimś szaleńczym ataku przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę. Konsekwentnie „zmiękczał” rywala i wykorzystał nadarzającą się okazję do zadania kończącego ciosu.

Włodarczyk po raz trzeci obronił mistrzowski pas federacji WBC w wadzie cruiser. Cieszy to, że tym razem zrobił to w przekonujący sposób, a nie po dyskusyjnej decyzji sędziów – jak w wypadku zwycięstwa Portorykańczykiem – Palaciosem. Po problemach osobistych, które o mały włos nie skończyły się tragedią nie ma już również śladu. Pierwszą osobą, która przybiegła z gratulacjami do Włodarczyka była jego żona – Małgorzata.

Foto: halolodz.pl

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.