STSport

– Żyję swoim wielkim marzeniem. I wierzę, że je spełnię – zapowiada Artur Szpilka (20-1, 15 KO), który 16 stycznia w Nowym Jorku będzie walczył o pas mistrza świata wagi ciężkiej z Deontayem Wilderem (35-0, 34 KO).

Artur Szpilka

– Gdy kilka miesięcy temu wylądowałem w USA i zamieszkałem razem z moją kobietą, Kamilą w Teksasie, miałem przy sobie karteczkę z zapisanymi postanowieniami. Zawsze je mam. Długo jednym z punktów była walka z Tomaszem Adamkiem. Udało się, spotkaliśmy się w ringu i wygrałem. Na tej, którą zabrałem do Ameryki był punkt dotyczący Wildera. I proszę, będziemy walczyli – wspomina Artur Szpilka.

Polak trenuje jak szalony. I trzyma się postanowień. Prawie zawsze. – Wpisałem tam też, że trzymam się z dala od alkoholu. Raz się jednak złamałem, po wygranej Krzyśka Głowackiego z Marco Huckiem. Delikatnie się napiliśmy, ale była okazja, prawda? – śmieje się Szpilka.

O kolejnym świętowaniu nie ma mowy, chyba że po walce z Wilderem. Oczywiście, jeśli będzie powód. Na razie Szpilka żyje przygotowaniami. W Wigilię rano czeka go kolejny sparing, w pierwszy dzień świąt trening, w drugi – kolejny sparing. Święta? – Będzie tak samo jak w Polsce, tylko bez całej rodziny. Miałem pomysł, żeby przylecieć do Polski, ale to było jeszcze przed podpisaniem kontraktu na pojedynek z Wilderem. Będziemy więc w Teksasie. Przyjedzie mój przyjaciel z Nowego Jorku i drugi, który ze mną trenuje. Poza tym ja, Kamila i mój pies, Cycu. Kama umie wszystko przygotować, część kupimy, bo mamy tu polską restaurację. Trzymam się diety, choć delikatnie spróbuję wigilijnych potraw.

To jego pierwsza Wigilia poza krajem, chociaż spędzał już święta w naprawdę nieprzyjemnych okolicznościach. – Dwa razy byłem w święta w puszce, to znaczy w więzieniu. Pamiętam, jak było, dziwnie. Człowiek jest sam. To znaczy raz byłem z kolegą, raz całkiem sam. Tam nie ma świąt, siedzisz i tyle. Starasz się odizolować, traktować to jak kolejny dzień, tylko nie zawsze się udaje. W telewizji pokazywali wszystko, co się kojarzy ze świętami. Jedyne co było fajne w więziennych świętach, to że mieliśmy prąd przez całą dobę i patrzyliśmy w telewizor całą noc od Wigilii do Sylwestra. Normalnie prąd też był, ale od 8 do 22 – wspomina Szpilka i zaraz dodaje: – A teraz, w USA, mam ubraną choinkę, będą potrawy wigilijne, połamiemy się opłatkiem i złożymy sobie życzenia. Rzadko to mówię, bo nie czuję takiej potrzeby, ale jestem głęboko wierzący, to część mnie. Różnie bywało w moim życiu, ale miałem i mam dobre serce. Zmieniłem całe swoje życie dzięki Panu Bogu – mówi „Szpila”.

Co chwilę żartuje, opowiada różne historie, ale przede wszystkim wraca do tego, co czeka go w ringu. Sylwester? – O północy idę spać. No bo jak inaczej? Może gdzieś wygonię Kamilę, niech sobie pójdzie z koleżanką, a ja zostanę z psem. Cycu będzie się pewnie bał petard, opowiem mu więc dobranockę i pójdziemy razem spać. Przecież ja mam rano trening. Jestem tak skupiony na celu, że nikt sobie tego nie wyobraża. Sam nie zdawałem sobie sprawy, jak mogę być zmobilizowany. Nigdy wcześniej nie wiedziałem, że mogę się tak zachowywać. Trener coś do mnie mówi, a ja to od razu płynnie i precyzyjnie wykonuję. Dociera do mnie teraz, jak nieprzewidywalny jest ludzki organizm. Widzę przed sobą cel i chłonę wiedzę w przyspieszonym tempie. To działa jakby instynktownie. Opowiadam teraz o tym i oczy mi się świecą z radości. Nie mogę się doczekać – prawie krzyczy.

 

źródło:Kamil Wolnicki, „Przegląd Sportowy”

Leave a Reply

You must be logged in to post a comment.